Grecja PPG 2014
24.04.2014 dzień trzeci w Grecji
Czwartek 24 kwietnia był dniem na który czekałem aż lub tylko 244 dni. Pogoda w końcu zrobiła się grecka i to był dzień w którym mieliśmy zrobić lot w koło pierwszego palca półwyspu halcydyckiego. Nie ukrywam, że miałem stracha i obawy przed pierwszym lotem po kontuzji łokcia ale cała ekipa nie wysyłała negatywnej energii i to mi się podobało. Nie było klepania po plecach, że jakoś tam będzie, wszyscy wiedzieli, że będzie normalnie i tematu nie było. Pierwsi spragnieni latania szybko wystartowali i kręcili się nad obozowiskiem, ja z Gregorym i Maćkiem skoczyliśmy jeszcze po paliwko i szybki powrót na start. Adrenalina powoli zaczęła działać, taśmy podczepione a ja wpatrzony przed siebie na Stacha czekałem na sygnał startu. Wiatr od morza, start z alpejki i rura, Hadron wstał niczym zbudzony wulkan. Odwróciłem się szybko odpaliłem napęd i po trzech krokach już leciałem, radości nie było końca, kilka minut w powietrzu i lądowanie. Znowu byłem wśród swoich :). Od 9 do 9:15 mieliśmy okienko startowe dla chętnych na przelot pierwszego palca. Piękny grecki poranek, szybko wypełnił bezchmurne niebo pięcioma glajtami. Zbiorniki zatankowane po korek i ruszyliśmy przed siebie. Znowu te piękne klify, przepiękna toń morza i piasek. Wspomnienia z przed roku wróciły a nam się wydawało, że to było wczoraj. Mijały kolejne minuty lotu a my napawaliśmy się wspaniałymi widokami. Adam przez radio powoli nas ustawiał w kadrze bo materiał musiał być perfekcyjny. Po godzinie lotu jako pierwszy burknąłem przez radio, że mi zimno i usłyszałem odzew w słuchawce, że nie tylko mi. Do końca palca zostało jakieś 4-5 km i postanowiliśmy przeskoczyć na drugą stronę ze względu na skalisty brzeg jaki było widać w oddali. Tej krótkiej podróży na pewno nigdy nie zapomnę. Mały Hadron w termice trochę mną pomiatał ale trzeba było lecieć dalej. Powrót do startowiska odbywał się na niskim pułapie, gdzie podziwialiśmy pięknie przygotowane plaże hotelowe i krzątających się ludzi po plaży robiących nam zdjęcia czym się tylko dało. Po dwóch godzinach i piętnastu minutach wszyscy wylądowali uchachani. Jeszcze tego samego dnia mieliśmy się nieźle wkurzyć jak na podglądzie z kamery Adama okazało się, że materiału z połowy lotu trzeba wyrzucić. Na filtrze obiektywu przykleił się drobny piasek i kamera złapała ostrość tych ziarenek a reszta była tylko mgłą. Na szczęście i nieszczęście moja kamera nie ma opcji wkręcania filtrów osłonowych i pomimo, że też się to przykleiło ostrość była łapana do dali. Jakby tego było mało nasi trajkowcy padli ofiarą przebitych dętek, bo na greckich trawiastych plażach występują takie małe ostre badziewia. Wspomnę jeszcze, że niedaleko nas w domu przy plaży po południu pojawili się właściciele i szybko zorganizowaliśmy prąd, bo cały sprzęt elektroniczny powoli zaczął się domagać „amu”. Dzień pełen przygód zakończyliśmy przy wspólnej biwakowej kolacji racząc się jeszcze polskim browarkiem.
Pozdrawiam
Mariusz Dziuba (Mecenas)
wraz z całą ekipą.