Wyprawa do Grecji 2014
Ubiegłoroczna (2013) wyprawa do Grecji, przynajmniej dla mnie była czymś nowym, spontanicznym i totalnie odjechanym. Wspomnienia jakie pozostają po takiej wyprawie są nierozerwalne do końca życia. Pięknie rozpoczęty sezon zapowiadał się niczym spełnienie marzeń, jak się wkrótce okazało była to cisza przed burzą. W niespełna cztery miesiące po przyjeździe moje latanie legło w gruzach. Dużo się słucha o wypadkach, ale dopiero na własnej skórze można doświadczyć co nas złego spotkało jak się to przeżyje i codziennie nosi brzemię wypadku.
Pod koniec roku coraz częściej słuchałem jak ekipa powoli się szykuje na wyjazd a ja ciągle nie wiedziałem jak to z moim lataniem będzie ale tak czy siak jechać chciałem chociażby dla towarzystwa. Sprzęt powoli kompletowałem, rehabilitacja jakoś tam się ciągnęła, zwolnienie powoli dobiegało końca a kwiecień zbliżał się dużymi krokami. Wyjazd zaczął się komplikować i daty zmieniać. Był to pierwszy wyjazd organizowany na dwa auta. W pewnym momencie chętnych było tyle, że trzy auta było mało. Po głębokiej analizie rozsądek wziął górę i pozostało przy dwóch. Do Grecji można jechać znając angielski ale osoba z greckim jest niezastąpiona. Wspominając wcześniej o komplikacjach miałem na myśli osobę, łącznika polsko-greckiego, który z przyczyn prywatnych miał nie jechać i do końca termin wahał się między okresem poświątecznym a początkiem maja.
Wzorem lat ubiegłych pewnej kwietniowej soboty zrobiliśmy spotkanie i szczegółowo rozpisaliśmy całą podróż. Wściekłe psy bardzo nam w tym pomogły a całe spotkanie tylko mocniej nas utwierdziło, że to już tak niedługo, oglądając filmy z poprzednich wypraw i wsłuchując się w majestatyczną nutę jedną nogą byliśmy już w Grecji, druga jeszcze stąpała w rzeczywistości.
W czwartek przed samymi świętami klamka zapadła i się zaczęło. Na sobotę umówiliśmy się z przyczepami u Sławka w Strefnerowie. Poświęciliśmy jajca i na 15-tą wszyscy się zjechali z całym dobytkiem. Po dwóch godzinach ciężkiej pracy, przyczepy były gotowe do jazdy, do spakowania pozostały tylko podręczne klamoty, sprzęt RTV i żarcie. Wcześniej ustalona data wyjazdu na 22 kwietnia o 6:00, Mirkowi się tak poprzestawiała i wszystkim chciał wmówić, że wyjazd był ustalony na lany poniedziałek z samego rana ale został sprowadzony na ziemię.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury Mariusz Dziuba (Mecenas)